Mity na temat substancji psychodysleptycznych

Tak naprawdę nie zamierzamy tu obalać mitów — a to z tej prostej przyczyny, że obalone już zostały: prawnie, naukowo, terapeutycznie, historycznie i biznesowo. Ale że substancje psychodysleptyczne (potocznie nazywane psychodelikami) są dla wielu wciąż nową dziedziną, to mimo wszystko prezentujemy krótki branżowy poradnik: oto jak nie dać się wtłoczyć w rozpowszechnione, mylne przekonania.

To są po prostu narkotyki

Czy substancje psychodeliczne to rzeczywiście narkotyki? Z całą pewnością nie są to substancje, jakie z narkotykami się na ogół kojarzy. Po pierwsze, psychodeliki nie są toksyczne; co więcej — a poświadczają to ludzie nauki — w przypadku psylocybiny i LSD nie ma czegoś takiego jak dawka śmiertelna. Po drugie, zażywanie substancji psychodelicznych nie wiąże się z objawami zespołu abstynencyjnego (odstawiennego), jak po narkotykach. Po trzecie, wpływ psychodelików na stan fizyczny organizmu jest praktycznie żaden — w przeciwieństwie do narkotyków, które wyniszczają organizm. Dlatego też terapeutyczny bądź okazjonalny użytek ze środków psychodelicznych nie jest narkomanią, podobnie jak nie jest alkoholizmem sporadyczna lampka wina, i w związku z tym ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii — zauważmy, że sam jej tytuł odnosi się jednoznacznie do narkotyków — nie znajduje tu zastosowania.

A skoro mowa o ustawie, poświęćmy uwagę zawartym w niej definicjom. Otóż narkomania to, zgodnie z literą prawa, „stałe lub okresowe używanie w celach innych niż medyczne środków odurzających, substancji psychotropowych, środków zastępczych lub nowych substancji psychoaktywnych, w wyniku czego może powstać lub powstało uzależnienie od nich” — tymczasem rozpatrujemy tu korzyści psychodelików właśnie dla medycyny, potwierdzone licznymi badaniami. Z kolei uzależnienie to „zespół zjawisk psychicznych lub somatycznych wynikających z działania [wyżej wymienionych] na organizm ludzki, charakteryzujący się zmianą zachowania lub innymi reakcjami psychofizycznymi i koniecznością używania stale lub okresowo tych środków lub substancji w celu doznania ich wpływu na psychikę lub dla uniknięcia następstw wywołanych ich brakiem” — tymczasem psychodeliki takiej konieczności nie powodują. Wreszcie używanie szkodliwe to takie, które „powoduj[e] szkody somatyczne lub psychiczne, włączając upośledzenie sądzenia lub dysfunkcyjne zachowanie, które może prowadzić do niesprawności lub mieć niepożądane następstwa dla związków z innymi ludźmi” — a z używania psychodelików takie szkody, somatyczne ani psychiczne, nie wynikają.

Zażywają je tylko degeneraci, artyści i hipisi

Wypowiedzi kilku naukowych i biznesowych autorytetów przytoczyliśmy już na stronie głównej. Co więcej, obok cytowanych tam Grofa, Ferrissa i O’Briena moglibyśmy postawić dodatkowo jednego z największych technologicznych guru naszych czasów, który przyznał: „Mój kontakt z LSD był doniosłym przeżyciem, jednym z najważniejszych […] Wzmocnił we mnie poczucie tego, co w życiu istotne: tworzenie rzeczy wielkich […] przywracanie ważnych spraw historii i ludzkiej świadomości”. To słowa Steve’a Jobsa.

W naszym kontekście jednak najistotniejsza pozostaje wartość terapeutyczna psychodelików. A powiedzieć, że zażywają je tylko degeneraci — to zwyczajnie krzywdzące: dla osób, które potrzebują leczenia psychiatrycznego w związku z chorobą nowotworową, dla chorych na depresję (również lekooporną), cierpiących z powodu stanów lękowych, czy też dotkniętych zespołem stresu pourazowego i niedoświadczających poprawy w drodze konwencjonalnej psychoterapii ani psychofarmakoterapii. To ostatnie, czyli PTSD, dotyczy między innymi grupy, która jest zarazem jednym z najsilniejszych lobby w sprawie legalizacji substancji psychodelicznych, mianowicie żołnierzy i weteranów. Bez względu na czyjś osobisty stosunek do wszelkich działań militarnych i ewentualny pacyfizm: osoby, które doświadczyły pola bitwy, często wręcz bohaterowie wojenni, też zwyczajnie nie zasługują na miano degeneratów — a równocześnie bardzo często cierpią z powodu zaburzeń, w których leczeniu znakomite wyniki wykazuje choćby psylocybina.

Służą tylko niebezpiecznej zabawie, niczemu innemu

Powiedzieliśmy wyżej, kto — według obecnego stanu wiedzy — może czerpać odczuwalne korzyści z terapii wspieranej substancjami psychodelicznymi. Wnioski o tym, że psychodeliki służą rzeczywistej poprawie u pacjentów, płyną z rozlicznych badań:

  • psylocybina łagodziła, w stopniu istotnie klinicznym, objawy kwalifikowane psychiatrycznie u 70% badanych z chorobą nowotworową
  • psylocybina wywołała reakcję klinicznie istotną u 71% badanych i przyczyniła się do ustąpienia depresji u 54% badanych
  • MDMA łagodziło objawy przewlekłego stresu pourazowego, ze skutkiem utrzymującym się do 74 miesięcy; 67% badanych przestało kwalifikować się do diagnozy, u 88% objawy ustąpiły w stopniu klinicznie istotnym; zaobserwowano skuteczność wyższą niż z powszechnie stosowanymi selektywnymi inhibitorami zwrotnego wychwytu serotoniny (SSRI)
  • w próbie, która objęła 343 osoby z przeciętnie siedmioletnią historią zaburzeń związanych ze spożywaniem alkoholu (AUD, kolokwialnie: alkoholizm), po doświadczeniu psychodelicznym 83% badanych przestało spełniać kryteria AUD

(Agin-Liebes et al., 2020) (Ross et al., 2021) (Davis et al., 2021) (Mithoefer et al., 2013)

(Mitchell et al., 2021) (Feduccia et al., 2019) (Garcia-Romeu et al., 2019)

Trwale uszkadzają mózg

Stwierdzenia o niszczeniu mózgu pod wpływem substancji psychodelicznych to nie tylko przekłamanie — coraz liczniejsze badania wskazują bowiem, że jest wręcz przeciwnie: psychodysleptyki mają zauważalnie i korzystnie wpływać na neuroplastyczność i neurogenezę. W szczególności obserwuje się wzrost gęstości synaptycznej (z nią koreluje się pamięć i zdolność uczenia się) dzięki psylocybinie, jak również przyspieszony i utrzymujący się rozwój kolców dendrytycznych (zaburzenia ich rozwoju skutkują upośledzeniem umysłowym) za sprawą tej samej substancji. W efekcie naukowcy wiążą z psychodelikami nadzieje wykraczające poza samą psychoterapię: na leczenie chorób neurodegeneracyjnych, do których zalicza się chorobę Alzheimera, a nawet na przywracanie świadomości w przypadkach ciężkich urazowych uszkodzeń mózgu.

(Raval et al., 2021) (Shao et al., 2021)

(Edlow et al., 2021) (Kozlowska et al., 2021)

To nie przypadek, że alkohol jest legalny, a psychodeliki nie

Sam fakt, że również alkohol nie zawsze był i nie wszędzie jest legalny — wszyscy wiemy o międzywojennej prohibicji w Stanach Zjednoczonych, ponadto dziś obowiązują znaczne obostrzenia w większości Skandynawii, a nawet całkowity zakaz obrotu alkoholem w krajach najbardziej zislamizowanych — to jedno. Inna rzecz, że każde tak zdecydowane stwierdzenie o nielegalności psychodelików jest uogólnieniem. Przykładowo, hodowla grzybów psylocybinowych i posiadanie różnych postaci psylocybiny są legalne nie tylko w tak odległych nam kulturowo rejonach, jak Jamajka czy Brazylia, ale i w sercu Europy: zarówno w niezmiennie liberalnej Holandii, jak i w Austrii.

Jednocześnie z różnych stron płyną zalecenia zorientowane na postępującą depenalizację — z myślą o wszystkich, którzy potrzebują skuteczniejszej psychoterapii. Od czasu pierwszego wielkiego kroku w przyszłość medycyny, którym była legalizacja leczenia wspieranego psylocybiną w stanie Oregon (listopad 2020), widzimy kolejne, silne głosy: w raporcie z marca 2022 organizacja non-profit BrainFutures* zarekomendowała jak najszybsze wdrożenie określonych terapii wspieranych psychodelikami, podkreśliła konieczność zapewnienia refundowanego dostępu do takiego leczenia i wyraziła potrzebę przeznaczania publicznych środków na dalszy rozwój dziedziny — a już kilka miesięcy przedtem zniesienie barier dla działalności naukowej na tym polu zaleciła Kongresowi Stanów Zjednoczonych sama administracja prezydenta Bidena.

* Powołana w 2015 roku, zajmuje się oceną i promocją tego, jak 
naukowe przełomy w badaniach nad mózgiem mogą w praktyce 
przyczyniać się do powszechnej poprawy ludzkiego dobrostanu.

Aby uzyskać dostęp do darmowego e-booka zapisz się na nasz Newsletter.

facebook